04 lipca 2025

The Co-operative Group – ewolucja spółdzielni

Kiedy w 1843 r. Charles Dickens siadał do pisania „Opowieści wigilijnej”, londyńskie powietrze było tak gęste od węgla, że „szyby w latarniach zdawały się bardziej czarne niż noc” – a jednak to nie smog, lecz bieda dusiła mieszkańców stolicy. W polskim przekładzie czytamy, że „wiele tysięcy ludzi pozbawionych jest podstawowych środków do życia, setki tysięcy – zwykłych wygód”. Ekonomiczna arytmetyka epoki wiktoriańskiej była więc równie bezlitosna jak angielska pogoda – i to właśnie z tej kombinacji głodu oraz mżawki zrodził się ruch spółdzielczy.

W tym czasie Wielka Brytania, ta dumna kraina herbaty, tweedu i niegasnącego deszczu, mimo swojej zwyczajowej flegmy przeżywała wstrząsy wywołane sukcesem rewolucji przemysłowej. Problem polegał na tym, że ów sukces przypominał nieco wiktoriański pudding – imponujący na zewnątrz, lecz w środku często lepki, ciężkostrawny i niekoniecznie dla każdego. Przemysłowe miasta, takie jak Manchester czy Liverpool, rozkwitały, jednakże pod ich piękną powierzchownością nowych pałaców magnatów przemysłu kryły się slumsy, ciasne jak dobre angielskie buty – tyle że znacznie mniej komfortowe.

TŁO HISTORYCZNO-GOSPODARCZE

Dickens, literackie sumienie i kronikarz epoki, nie szczędził krytyki temu podziałowi na bogatych i ubogich. W Dawidzie Copperfieldzie celnie zauważył: „Dochód roczny dwadzieścia funtów, wydatki roczne dziewiętnaście funtów, dziewiętnaście szylingów i sześć pensów – rezultat: szczęście. Dochód roczny dwadzieścia funtów, wydatki dwadzieścia funtów i sześć pensów – rezultat: nędza”. Oto arytmetyka epoki przemysłowej w całej swojej prostocie. Dickens wiedział bowiem, że między szczęściem a katastrofą finansową w tamtych czasach dzieliło ludzi zaledwie sześć pensów – suma wystarczająca na filiżankę herbaty, ale już nie na ciasteczko.

W Opowieści wigilijnej Dickens nawiązuje do masowej biedy: „wielu tysięcy jest w potrzebie zwykłych środków do życia” . W Nicholasie Nickleby zaś podkreśla solidarność ludzi w ubóstwie: „Cóż jeśli skąpany jestem w biedzie? Odciążysz ją, i towarzyszyć nam będzie bieda wspólna”. W tych słowach Dickens pokazuje, że bieda to nie tylko brak dóbr, lecz także stan ducha i potrzeba wspólnego działania. Właśnie ta potrzeba wzajemnego wsparcia doprowadziła do narodzin spółdzielczości.

Jak zauważa Jan Hempel w broszurze Co to jest spółdzielnia?, wydanej w Warszawie w 1921 roku, „Nie sięgając w dziejach spółdzielczości do zaczątków wszelkiego spółdziałania, co z konieczności prowadziłoby nas w nieokreśloną, znacznie przedludzką – zwierzęcą – przeszłość, za punkt wyjścia przyjmujemy spółdzielcze (cooperative) organizacje robotnicze powstałe w początkach i pierwszej połowie wieku ubiegłego. Organizacje te łączą się jak najściślej z rozwojem gospodarki kapitalistycznej, tak znamiennej dla wieku XIX-go”.

Tak więc z tego świata rodzących się nierówności i ciężkich życiowych prób wyłoniła się idea spółdzielczości. Pomysł, który mógłby wydawać się nadzwyczaj brytyjski, bowiem opierał się na wspólnym, choć skromnym, zarządzaniu własnością – trochę jak golf, ale z mniej zagadkową punktacją.

W tym ponurym krajobrazie społecznym zrodził się ruch spółdzielczy. Hempel (1921) pisze: „Spółdzielnie angielskie, posiadające wyraźne dążenia społeczne (…) od pierwszej chwili swego życia – to organizacje gospodarczo-ideowe klasy robotniczej, szukającej w tych zrzeszeniach zarówno ratunku doraźnego przed wyzyskiem, jak postawy praktycznej do urzeczywistnienia daleko sięgających reform społecznych”.

Jednak warto pamiętać, że spółdzielczość w Wielkiej Brytanii zaczyna się znacznie wcześniej niż powszechnie się uważa. Pionierskie inicjatywy, jak Hull Anti-Mill Co-op, powstałe już w 1795 roku, dostarczały społecznościom lokalnym podstawowych produktów – zboża i chleba.

POCZĄTEK W ROCHDALE

Model spółdzielczy – znany jako „co-op” – to nie tylko ekonomiczna ciekawostka z przeszłości, ale wciąż żywy system, który odpiera fale komercyjnego konsumpcjonizmu, globalizacji i cyfryzacji. The Co-operative Group w Wielkiej Brytanii, wywodząca się od Rochdale Pioneers z 1844 roku, to przykład organizacji, która przeszła przez wieki, wojny, kryzysy i rebrandingi – i mimo to zachowała rdzeń spółdzielczego DNA: demokrację, podział zysków i lojalność wobec lokalnych społeczności.

Słynna spółdzielnia w Rochdale, założona przez grupę dwudziestu ośmiu rzemieślników, to w zasadzie sklepik, który oferował podstawowe produkty, a jego zasady były równie przejrzyste. Jego celem była nie tylko sprzedaż masła czy cukru, lecz przede wszystkim stworzenie przestrzeni wolnej od wyzysku, z jasnymi zasadami współzarządzania i dzielenia zysków. Sklep działał według następujących zasad: „otwartość i uczciwość, poszanowanie nadwyżki przekazywanej klientom, edukacja, ograniczone opłaty za transakcje, demokratyczne zarządzanie”. Był to pierwszy systemowy, transparentny i trwały model spółdzielczości, który szybko zyskał naśladowców.

Nazwano to „zasadami rochdalskimi” i wkrótce cały kraj próbował naśladować ten wzorzec. Podstawy te znalazły ostateczne ujęcie w prawie brytyjskim dzięki ustawie „Co-operative and Community Benefit Societies Act” z 2014 roku, regulującej formalnie zasady funkcjonowania spółdzielni.

To, co szczególnie wyróżniało brytyjską spółdzielczość od współczesnego jej otoczenia, to podejście oparte na głębokim poczuciu wzajemności i solidarności społecznej, kontrastujące z panującą wówczas bezwzględną logiką rynku. W czasach, gdy dominowały fabryki prowadzone przez twardych kapitalistów, ruch spółdzielczy oferował alternatywną wizję gospodarki, w której zyski były dzielone sprawiedliwie, a zarządzanie opierało się na zasadzie „jeden członek – jeden głos”. Była to swoista rewolucja społeczna, jednak pokojowa i oparta na oddolnych inicjatywach. Te specyficzne instytucje regulowane są do dziś ustawą „Building Societies Act” z 1986 roku. Oczywiście nie tylko zakupami spożywczymi żył ówczesny robotnik brytyjski. Równolegle na Wyspach rozkwitały „building societies” – spółdzielnie mieszkaniowe, które pozwalały pracownikom fabryk wspólnie oszczędzać na domy, zapewniając kredyty hipoteczne, unikając tym samym szorstkich ram tradycyjnych banków komercyjnych.

DALSZY ROZWÓJ

W tym nurcie szczególnie znaczącą rolę odegrało Coventry Building Society, założone w 1884 roku w Coventry, które szybko stało się jedną z największych tego typu instytucji w Wielkiej Brytanii. Coventry Building Society od początku konsekwentnie trzymało się zasad mutualizmu, oferując członkom korzystne warunki kredytowe i stabilne oprocentowanie depozytów, dzięki czemu przetrwało różne kryzysy gospodarcze i pozostało symbolem spółdzielczej odpowiedzialności. Jak mógłby powiedzieć z charakterystyczną brytyjską ironią Oscar Wilde, ludzie ci „oszczędzali na marzenia, by nie pożyczać od koszmarów”.

W ten spółdzielczy pejzaż wpisał się również Co-operative Bank, który swój żywot rozpoczął w roku 1872 jako skromny „Dział Pożyczek i Depozytów” przy Cooperative Wholesale Society (czyli spółdzielni zakupów hurtowych). Jednak dopiero w 1975 roku bank uzyskał pełne prawa, stając się częścią londyńskiego clearingu. Clearing londyński (czyli rozrachunek międzybankowy) to sposób, w jaki angielskie banki rozliczały się wzajemnie, nie obarczając się transportowaniem worków z funtami ulicami Londynu. Zamiast tego wymieniano jedynie zapiski, które sumowały wszystkie należności i zobowiązania, pozwalając bankierom uniknąć ryzyka przypadkowego zetknięcia się z gotówką, a co gorsza, z klientem.

Rok 1971 przyniósł poważną zmianę w statucie banku Co-op, bowiem został on przekształcony w plc (Public Limited Company), czyli spółkę akcyjną. Oczywiście, jak przystało na brytyjski styl, zmiana ta odbyła się z zachowaniem pozorów spółdzielczości – w końcu na wyspach nawet najpoważniejsze rewolucje odbywają się zazwyczaj z filiżanką herbaty w dłoni.

W 1992 r. The Co‑operative Bank jako pierwszy bank w Wielkiej Brytanii przyjął politykę etyczną – pozwalając klientom decydować o kierunkach inwestycji i zakazując finansowania działalności prowadzącej do szkód społecznych czy środowiskowych. W późniejszym okresie, w odpowiedzi na głosy klientów (ponad 320 000 respondentów), statut banku został zrewidowany w 2013 r. i ponownie w 2015 r., skutkując zapisem polityki etycznej w konstytucji banku. Po raz pierwszy w brytyjskiej historii klienci mogli głosować, jakich branż bank powinien unikać. I choć niektórzy ironizowali, że lista branż „zakazanych” przypomina menu w modnym wegetariańskim pubie – żadnych zbrojeń, żadnych paliw kopalnych, żadnego tytoniu – decyzja ta przyniosła bankowi unikalną pozycję na rynku.

W 2009 roku Co-op Bank przejął Britannia Building Society – jedną z najstarszych i największych spółdzielni mieszkaniowych, założoną w 1856 r. To, co początkowo wyglądało na idealne połączenie, okazało się brzemienne w skutkach. Bank przejął wraz z Britannia Building Society ogromny portfel ryzykownych kredytów hipotecznych oraz problematycznych zobowiązań finansowych. Niedokładne analizy ryzyka oraz przeszacowanie wartości aktywów doprowadziły do powstania znacznych strat finansowych. Jak mawiają Brytyjczycy, „diabeł tkwi w szczegółach” – a w tym przypadku szczegóły te kosztowały około 1,5 miliarda funtów strat, ujawnionych w 2013 r. Dodatkowo, błędy zarządcze i niewystarczający nadzór wewnętrzny doprowadziły do kryzysu zaufania, pogłębiając trudności banku. Bank przeszedł restrukturyzację, z której większość akcji trafiła w ręce funduszy hedgingowych, co zakończyło trwającą ponad sto lat dominację CWS. Sytuację pogorszył głośny skandal związany z byłym przewodniczącym banku Paulem Flowersem, który od środków finansowych wolał inne środki, niestety mniej legalne, co przyniosło mu przydomek „Crystal Methodist” (kryształowy metamfetaminista).

W okresie 2014–2018 bank redukował straty i liczbę pracowników (ok. 2 700 osób), sprzedawał aktywa („repossessed properties”, ATM), zamykał oddziały (do 50 w 2023 r.) i koncentrował się na detalicznym i SME-segmentach. Niall Booker (CEO 2013–2017) oraz później Andrew Bester, a od 2020 r. Nick Slape, zbudowali nową strategię – zmodernizowano system IT (wydano 100 milionów funtów), pozyskano portfel hipoteczny Sainsbury’s Bank (500 mln £) i powrócono do zysków (71,4 mln £ w 2023 r. przed opodatkowaniem).

DZIŚ – CO DALEJ?

Dopiero w 2024 roku Cooperative Bank trafił pod skrzydła Coventry Building Society. Tym samym dwie historyczne instytucje spółdzielcze połączyły swoje drogi, tworząc stabilną i wiarygodną alternatywę dla tradycyjnych banków komercyjnych – wszystko to z typową dla Brytyjczyków flegmą i subtelnym poczuciem humoru, zgodnie z ramami prawnymi brytyjskiej spółdzielczości bankowej, regulowanej przez FCA (Financial Conduct Authority) oraz PRA (Prudential Regulation Authority). Nowy właściciel, jedno z największych brytyjskich towarzystw budowlanych, zapowiedział powrót do mutualności (wzajemności, czyli współwłasności klientów). „Będzie jak dawniej, tylko z lepszym oprogramowaniem”, zapewniali optymiści. A pesymiści? Cóż, ci przypomnieli starą angielską maksymę, że zmiany są dobre, o ile nie dotyczą nas osobiście.

The Co-operative Group nie jest już tylko wspomnieniem epoki industrialnej czy ikoną brytyjskiego robotnika z Rochdale. Dziś to jedna z największych spółdzielni konsumenckich na świecie, której model działania próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak zachować wartości solidarności i demokracji w świecie zdominowanym przez cyfrowych gigantów, rynek natychmiastowej gratyfikacji i narastającą presję etyki ESG.

Grupa operuje przede wszystkim poprzez sieć sklepów spożywczych typu convenience – to właśnie one stały się filarem codziennego kontaktu Co-opu z klientami. Jednak współczesna działalność Grupy sięga znacznie szerzej. To również fundacja ubezpieczeniowa i prawna, usługi pogrzebowe, hurtowy handel oraz dystrybucja. Szczególne miejsce zajmuje The Co-operative Bank, który od 1992 roku funkcjonuje jako etyczna instytucja finansowa, znana z jednoznacznego stanowiska wobec finansowania przemysłów kontrowersyjnych, m.in. zbrojeniowego, paliw kopalnych czy testów na zwierzętach.

W oficjalnych dokumentach Grupy wciąż powraca sformułowanie: „We are owned by our members, guided by our values, and driven by our purpose” (Jesteśmy własnością naszych członków, kierujemy się naszymi wartościami i naszym celem). To nie slogan. To strukturalne zobowiązanie wobec modelu spółdzielczego. Prawnie Co-op pozostaje Industrial and Provident Society – organizacją bez udziałowców zewnętrznych, działającą według zasady „jeden członek – jeden głos”. Taki system współwłasności, mimo trudności, wciąż stanowi fundament legitymizacji. Członkowie Co-opu to zarówno osoby fizyczne – konsumenci – jak i zrzeszone lokalne spółdzielnie. Ta forma „two-tier ownership” sprawia, że struktura reprezentacji jest rozbudowana, a równowaga między interesami lokalnymi a ogólnokrajowymi wymaga subtelnej polityki wewnętrznej.

Po kryzysie reputacyjnym z 2013 roku i serii reform, zarząd uprościł model nadzoru korporacyjnego. Od 2014 roku liczba aktywnych członków w radach regionalnych rośnie, co autorzy raportu Co-op Governance Review określili jako „światełko nadziei dla demokratycznej rewitalizacji” ruchu.

Jednak współczesna rzeczywistość to nie tylko nowe procedury i uporządkowane struktury. To także strategiczne wybory: Co-op – chcąc zachować swoją pozycję – zdecydował się porzucić logikę supermarketów i masowego detalu na rzecz modelu „local convenience”. Sieć małych, dostępnych sklepów wraca do korzeni – fizyczna obecność w społecznościach lokalnych okazuje się dziś bardziej wartościowa niż kolejny magazyn logistyczny pod Londynem. Równolegle kształtuje się nowe rozumienie „spółdzielczej przewagi” – pojęcia, które pojawiło się w raporcie Monksa z 2001 roku i miało stać się „rudymentarną koncepcją strategiczną dla nowoczesnej spółdzielni”. W praktyce oznacza to połączenie dywidendy członkowskiej, uczciwego łańcucha dostaw, lokalnego zatrudnienia oraz deklaratywnej etyki. W dokumentach strategicznych znajdziemy stwierdzenie: „Our difference is not in what we sell, but why and how we do it” (Nasza różnica nie polega na tym, co sprzedajemy, ale na tym, dlaczego i jak to robimy). Z jednej strony Co-op korzysta z nowoczesnych narzędzi: aplikacji lojalnościowych, cyfrowych platform, automatyzacji procesów księgowych. Z drugiej – organizuje lokalne wydarzenia, edukacyjne kampanie proekologiczne i działania charytatywne. To balans, który – zdaniem kierownictwa – pozwala zachować spółdzielczego ducha w dobie cyfrowej globalizacji.

Ale nie brakuje wyzwań. Największym z nich jest mobilizacja członków. Tylko niewielki procent aktywnie uczestniczy w życiu organizacji, co grozi powolnym dryfem ku formalnej demokracji bez realnej partycypacji. Co-op szuka odpowiedzi w cyfrowych narzędziach głosowania, lokalnych panelach obywatelskich i hybrydowych modelach konsultacyjnych.

Kolejnym wyzwaniem jest presja rynkowa oraz regulacyjna w kontekście ESG. Oczekiwania dotyczące transparentności, śladu węglowego i odpowiedzialności społecznej stają się dziś nie opcją, lecz standardem. Co-op reaguje, ale już nie tylko z pobudek etycznych. Jak głosi jeden z raportów zrównoważonego rozwoju Grupy: „Sustainability is not a programme – it is survival” (Zrównoważony rozwój to nie program – to przetrwanie).

W efekcie ruch spółdzielczy pod szyldem Co-op pokazuje, że demokracja gospodarcza może funkcjonować także na skalę narodową. Historia tej organizacji to kronika zmian – od pionierskiego sklepu w Rochdale po cyfrową sieć lokalnych punktów handlowych i usługowych. Ale zarazem to przypomnienie, że spółdzielczość to nie tylko forma prawna, lecz filozofia działania.

Na początku XXI wieku Co-op nie konkuruje wyłącznie ceną. Rywalizuje obietnicą: że można prowadzić biznes inaczej – wspólnie, uczciwie, społecznie. I choć rynek się zmienia, to fundament spółdzielczy – współwłasność i współodpowiedzialność – okazuje się trwalszy, niż mogłoby się wydawać.

Tak oto brytyjska spółdzielczość przeszła pełne koło: od skromnego sklepiku w Rochdale po bank, który – po przejściu przez wszystkie meandry komercyjnego kapitalizmu, kryzysy finansowe i nie do końca trafne decyzje – wrócił na łono wzajemnej własności. Historia ta pokazuje, że choć Brytyjczycy słyną z konserwatyzmu i niechęci do zmian (jakmawiał Oscar Wilde: „Uwielbiamy zmiany, pod warunkiem że wszystko pozostaje po staremu”), to potrafią jednak stworzyć modele gospodarcze, które przetrwają zarówno wielkie kryzysy, jak i chwilowe mody – zawsze z godnością i subtelnym uśmiechem angielskiej flegmy.

AUTORKA: DR ANNA JARMUSZKIEWICZ
Dziennikarka i redaktorka specjalizująca się m.in. w tematyce finansów, bankowości i spółdzielczości.
Od 2018 r. związana z KZBS i „Głosem Banków Spółdzielczych”. Doktor nauk humanistycznych, wykładowczyni akademicka.
Ukończyła studia magisterskie z filologii polskiej, prawa i zarządzania własnością intelektualną.

Artykuł ukazał się w "Głosie Banków Spółdzielczych" 3/2025.

×

Niezbędne pliki cookies

Te pliki cookie są niezbędne do działania strony i nie można ich wyłączyć. Służą na przykład do utrzymania zawartości koszyka użytkownika. Możesz ustawić przeglądarkę tak, aby blokowała te pliki cookie, ale wtedy strona nie będzie działała poprawnie.

Zawsze aktywne

Analityczne pliki cookie

Te pliki cookie pozwalają liczyć wizyty i źródła ruchu. Dzięki tym plikom wiadomo, które strony są bardziej popularne i w jaki sposób poruszają się odwiedzający stronę. Wszystkie informacje gromadzone przez te pliki cookie są anonimowe.